Południowa ściana Lhotse to jedna z najtrudniejszych ścian w Himalajach – trzy tysiące metrów wymagającego terenu z trudnościami rosnącymi wraz z wysokością. Jej przejście uznano za największe wyzwanie dla himalaistów ostatnich stuleci. Mierzyli się z nim najlepsi na świecie wspinacze.
Kukuczka marzył o zdobyciu wszystkich czternastu ośmiotysięczników. To marzenie się spełniło. Więc gdzie jeszcze tak gnał? Przyzwyczajenie, radość ze zdobytego szczytu, spokój i ukojenie, jakie daje obcowanie z górami, przyrodą, a może coś więcej, coś jeszcze, czego nie pojmiemy. Tę wiedzę miał tylko on. Mają ją wszyscy, którzy zdobywają „swoją górę”.
W ubiegłym tygodniu, 24 marca była kolejna, 72. rocznica jego urodzin. Co jeszcze udałoby się mu zdobyć, gdyby stanął wówczas na Lhotse, idąc południowa ścianą.
Jak zareagowałby gdyby usłyszał o tym, jak szybko Nirmal Purja zdobył Koronę Himalajów? Reinholdowi Messnerowi zajęło to 16 lat i cztery miesiące. Jerzemu Kukuczce niespełna osiem lat. Nepalczyk zdobył te szczyty Himalajów i Karakorum w zaledwie 7 miesięcy.
Książka „Lhotse’89” została napisana przez Elżbietę Piętak i Dariusza Piętaka. To ją Jerzy Kukuczka zaprosił na wyprawę na Lhotse. Elżbieta miała pojęcie o wspinaniu i pasję filmowania, jest dziennikarką telewizyjną. Podczas wyprawy prowadziła dziennik, w którym notowała zdarzenia z wyprawy: i te ważne, i te powszednie. Przygotowała również film o wyprawie. Ostatni film, w którym „zagrał” Kukuczka. Książka zawiera obszerne fragmenty jej dziennika. Poznajemy zatem kulisy wyprawy, codzienne życie jej uczestników. Mamy relację z jej serca, z bazy. Relację z wszystkich dni, również z tego, gdy dowiedzieli się, że Kukuczka już z Lhotse nie wróci.
Wydawnictwo Burda Media Polska
Książkę znajdziecie TUTAJ
Fragmenty książki:
14 października
Może na szczyt
I znów ładna pogoda, przynajmniej w bazie.
Yves i doktor wyszli na parapenty. Ja i Ryszard Warecki graliśmy trochę w karty.
Jest piętnasta i dalej świeci słońce, niesamowite. Wieje jednak zimny wiatr.
Dyrektor chyba jutro wychodzi.
Wieczorem łączył się Przemek, powiedział, że jeśli będzie ładnie, to chcą iść do szczytu.
Postanowiliśmy z Witkiem, że obojętnie, o której Jurek będzie wychodził – o czwartej rano czy później – wstaniemy. Chcę mieć to wyjście, bo to na pewno będzie wyjście szczytowe.
Łączność z obozami.
Dyrektor w bazie.
Piszę kolejny artykuł. Pokazałam Dyrektorowi wcześniejsze notatki, powiedział, że super. „Pisz i wysyłaj, niech mają informacje na bieżąco”. Tak też zrobiłam.
Kukuś wyszedł dziś rano. Może do szczytu.
Yves postanowił polecieć na paralotni z Chukhung Peaku. Poszli więc rano z Wareckim, ale wrócili przed obiadem. Nic z tego, zrezygnowali. Ponoć było za stromo i trzeba było się wspinać, a oni poszli „na lekko”, czyli bez sprzętu wspinaczkowego, choć z paralotnią niesioną na plecach.
Z tego powodu ja musiałam przygotować obiad, mimo że nie był to mój dzień dyżuru (ale w związku z tym skorzystałam z gotowych dań).
Niestety dziś wcześniej zrobiło się zimno, około piętnastej. No cóż, tu też już jesień.
Przemek, Maciek i Tomek jednak wracają do bazy.
Wieczorem ja, Lucia i Witek rozmawialiśmy do pierwszej w nocy. Fajnie się gadało, bo interesował nas system pracy tak zwanych wolnych strzelców. Jeżeli osoby o specjalnych, ciekawych zainteresowaniach mają pomysł na film czy program i na dodatek własną kamerę, to mogą go zgłosić do telewizji. W tym przypadku szwajcarskiej. I im często takie pomysły akceptowano. Przywozili piękne zdjęcia z miejsc, do których dostęp ze względu na trudności jest ograniczony, i sprzedawali je telewizji. Mimo że nie byli związani z telewizją żadnym etatem, nieźle na tym wychodzili. Istniał jeszcze jeden plus takiej współpracy – byli wolni.
16 października
Słuchamy bez przerwy
Piękna pogoda.
Z bazą łączy się Dyrektor. Na górze strasznie wieje.
Umówiliśmy się z Dyrektorem na konkretne godziny łączności. Teraz w bazie już wszyscy są czujni. Postanowiliśmy zrobić dyżury przy radiotelefonie i bez przerwy słuchać. Mogą przecież połączyć się z jakiegoś powodu w każdej chwili. Kukuś powiedział, że on i Rysiek Pawłowski czują się dobrze.
Yves i Przemek poszli na paralotnie. Dobrze, że mamy tu ten sprzęt. Po pierwsze chłopaki mają co robić, po drugie nie siedzą i się nie nudzą, tylko są cały czas aktywni. Pogoda i tak daje możliwość odpoczynku i regeneracji organizmu, bo jak jest zła, to nie wychodzą. Zresztą trzeba przyznać, że Kukuczka bardzo dba o cykle odpoczynku. Aż się zdziwiłam. Jego wieloletnie doświadczenie z innych wypraw świetnie przekłada się na naszą ekspedycję. Chłopcy też o tym mówili, śmiejąc się nawet, że „świetnie mu idzie jako lekarzowi wyprawowemu”.
Myślę, że Dyrektor i tak wszystko konsultuje z doktorem.
Mieliśmy łączność z Polską. Puścili w telewizji wyrywanie zęba. Fajnie. Wysłałam kolejny artykuł wraz z kasetą. Mają już dużo materiału filmowego, jest z czego wybierać.
Zebrałam też wszystkie opisy razem. Postanowiłam przygotować się do napisania jednego, spójnego sprawozdania z wyprawy – pomyślałam, że Jurkowi się przyda, jak wrócimy. Gdzieś to wykorzysta.
Tak dobrze mi szło, że opisałam dokładnie wszystkie filmy, które do tej pory nakręciliśmy. Pomyślałam, że choć może jeszcze za wcześnie się nad tym zastanawiać, pewnie trzeba będzie trochę zmienić scenariusz. Z opowiadającego na bardziej opisujący sylwetki wspinaczy.
Zajęło mi to wszystko parę godzin, ale byłam zadowolona.
Przy następnej łączności powiem Kukuczce, jakie fajne zdjęcie (ujęcia) znalazłam na naszym filmie. Któregoś razu zastaliśmy go przed namiotem bez koszulki i gdy się zorientował, że go filmujemy – uciekł. Jak go znam, ucieszy się.
24 października
Nie ma łączności
Jutro Darunia ma imieniny. Podczas łączności z Polską poprosiłam o wysłanie jej telegramu. Mam nadzieję, że go dostanie, na pewno się ucieszy. Bardzo już tęsknię za moją małą sześcioletnią dziewczynką.
Rano w bazie piękna pogoda. Słońce oświetla ścianę. Mamy dwie bardzo dobre lornetki. Każdy chętnie ogląda ścianę. Mamy nadzieję coś zobaczyć, mimo że z tej odległości nie jest łatwo. Patrzymy z niepokojem, licząc na jakiś obrazek inny niż tylko skała, lód i śnieg.
Kukuś rano się nie zgłosił. Nerwy straszne. Przy takim czekaniu człowiek nie wie co robić. Głupie myśli kołaczą się w głowie.
Najgorsza jest ta niepewność. Najgorsza jest ta niewiedza.
Żeby mniej się denerwować, zaczęłam trochę pakować swoje rzeczy.
Jak zejdą, to nie ma co tu już siedzieć, schodzimy. Zapytałam Ryszarda, czy może trochę popakować też jakieś graty z namiotu Jurka. Powiedział: „Zostaw, sam sobie spakuje, jakby coś, to mu pomożesz”.
Obiad jemy po jedenastej. Jakoś nikt nie jest głodny. Właściwie to dobrze, że nie tylko ja się martwię. Najgorzej, że się nie łączą. Cholera, daliby jakiś sygnał. A tu nic.
Jest godzina piętnasta. Bez łączności. Zmieniamy się przy tych lornetkach, nic nie widać.
Wrócił do naszej bazy Kurczab z przyjaciółmi. Wcześniej chodzili po okolicy. Też czekają na wiadomości od Jurka.
O siedemnastej – bez łączności.
A tam w górze przecież są też Maciek Pawlikowski i Tomek Kopyś.
Przynajmniej oni się łączą. Przekazali nam informację, że idą do piątki.
Też się niepokoją tym brakiem łączności z Kukuczką i Pawłowskim. Warecki rozmawiał z nimi dość długo. Pytał, czy może oni coś widzą. Nic.
Nerwy coraz większe, różne domysły. Może „łoki-toki” im zamarzło, może baterie padły?
Najgorsze, że nie można nic zrobić, tylko czekać. Warecki też się martwi, udaje, że nie, ale ja wiem, że to nieprawda. No cóż, trzeba czekać. Nie ma innego wyjścia.
Z tych nerwów poszłam wcześniej spać. Ryszard mówi, że on jeszcze trochę posiedzi, cały czas na nasłuchu. A nuż się połączą.