Zaginieni dzielą się na martwych i na tych, którzy nie chcą zostać znalezieni. A także na tych, którzy nawet nie wiedzą, że zaginęli.
Jessica Shaw, prywatna detektyw, przywykła do anonimowych cynków. Ale ten wprawia ją w osłupienie: na zdjęciu przedstawiającym porwaną dwadzieścia pięć lat temu trzylatkę rozpoznaje… samą siebie. To jednak dopiero początek sekretów. Gdy w poszukiwaniu prawdy o swojej przeszłości Jessica udaje się do mrocznej części Los Angeles, gdzie z zaskoczeniem odkrywa, że w noc jej zniknięcia zamordowano jej biologiczną matkę. Zabójca nigdy nie został ujęty, a w toczonym wówczas śledztwie jest wiele niejasności.
Kluczem do rozwiązania zagadki jest Jason Pryce, weteran policji w Los Angeles, którego Jessica pamięta jeszcze z pogrzebu ojca. Co gliniarz z L.A. robił na pogrzebie nieznajomego z drugiego końca kraju?
Tymczasem detektyw Pryce prowadzi śledztwo w sprawie makabrycznego zabójstwa studentki, która dorabiała jako prostytutka. Choć podejrzanych jest wielu, z każdym tropem sprawa komplikuje się coraz bardziej.
Gdy drogi policjanta i młodej detektyw się krzyżują, Jessica odkrywa, że Pryce nie mówi jej wszystkiego o burzliwej historii związku jej rodziców.
Im bardziej zbliżają się do rozwiązania obu śledztw, tym mgła tajemnic gęstnieje. Morderca tylko czeka, aż zgubią drogę.
Błyskotliwa, bezczelna i nabuzowana adrenaliną – taka jest Jessica Shaw, bohaterka nowej serii, i taki jest debiut Lisy Gray.
Lisa Gray pisze od lat, zaczęła w wieku 14 lat jako dziennikarka sportowa, pisząc o piłce nożnej. Jest członkinią Crime Writers' Association, International Thriller Writers i Private Eye Writers of America i redaktorką działu książek w „Daily Record Saturday Magazine”. Obecnie pracuje jako dziennikarka w „Daily Record” i „Sunday Mail”. Do jej ulubionych autorów należą Lee Child, Karin Slaughter i Michael Connelly. We mgle to jej pierwszy thriller, ale Lisa już szykuje kolejne. Ich bohaterką będzie nadal Jessica Shaw. Wygląda na to, że czytelnicy polubili tę postać… Więcej na www.lisagraywriter.com
Premiera: 1 lipca 2020
Wydawnictwo: Burda Książki
Książkę znajdziesz TUTAJ
PROLOG
Parkuję cztery przecznice dalej i resztę drogi przechodzę piechotą.
Dom jest położony na końcu ulicy i skryty w cieniu – dogodnie, z dala od wścibskich oczu.
Jest ciemno, ale wiem, że w świetle dnia drewniana okładzina ma kolor zaschniętego błota, a budynek nie był odmalowywany od lat – przynajmniej odkąd się tu wprowadziła. Zaskakuje mnie, że weranda została uprzątnięta z suchych liści i nie ma na niej nic oprócz metalowego wiadra z dwoma parami butów – jedną należącą do dorosłego, drugą dziecięcą – stojącego obok frontowych drzwi.
Mijając wbitą w zarośnięty trawnik tabliczkę, ostrzegającą, że domu bronią Smith i Wesson, cicho śmieję się do siebie w ciemności.
Wiem, że broń nie zdoła jej dziś ocalić.
Bezgłośnie wchodzę po schodach na werandę i widzę, że duże frontowe okno jest zasłonięte. Przez wąską szparę między zasłonami przedzierają się żółte błyski. Zbliżam się do frontowych drzwi i słyszę ze środka cichą muzykę. Jest późno, ale wiem, że ona nie śpi. Unoszę dłoń w rękawiczce i stukam do drzwi. Miękka skóra tłumi odgłos uderzeń.
Otwiera. Muszę przyznać, że wygląda pięknie, oświetlona od tyłu przez płonące w pokoju świece. Muzykę słychać teraz głośniej – to jeden z tych dołujących zespołów z Seattle, których wszyscy ostatnio słuchają. Ma szkliste oczy, jakby była pijana albo naćpana, i przez chwilę patrzy na mnie zdezorientowana.
Wreszcie mówi:
– Zastanawiałam się, kiedy przyjdziesz. Wchodź.
Idę za nią do salonu. Kiedy pyta, czy chcę się czegoś napić, nie odpowiadam. Mimo to podchodzi do barku i nalewa mi czerwone wino. Uzupełnia też swój kieliszek, stojący na stoliku, na sfatygowanej tekturowej podkładce z pobliskiego baru.
Zakładam, że to nie jej pierwsza butelka tego wieczoru.
– Po co ci rękawiczki? Tak zimno dzisiaj? – pyta. Wciąż milczę.
Wyciąga rękę, podając mi kieliszek, ale nie biorę go od niej.
– Jak sobie chcesz – stwierdza, wzruszając ramionami.
Kiedy się odwraca, żeby odstawić mój kieliszek na stolik, obok swojego, z całej siły uderzam ją pięścią w twarz. Jest ogłuszona. Upuszcza kieliszek. Czerwony płyn wsiąka w kremowy dywan. Z nosa leci jej krew. Chwieje się na nogach. Zadaję kolejny cios. Tym razem pada na ziemię.
Rzucam się na nią, wbijam kolana w klatkę piersiową i chwytam nóż. Zauważam, że mój oddech przyspieszył, ale ręce poruszają się pewnie, cios w gardło jest czysty i precyzyjny.
Jej krew miesza się z rozlanym na dywanie merlotem.
Wiem, że już po wszystkim, że wykrwawi się w ciągu kilku minut.
Zaskakuje mnie jednak moja własna furia, wściekłe pulsowanie krwi w żyłach, kiedy patrzę, jak powoli ucieka z niej życie. Unoszę nóż nad głowę i zatapiam ostrze głęboko w jej sercu. Robię to raz za razem, aż furia mija i bez sił opadam na jej ciało. Czuję zalewającą mnie od środka inną emocję, którą
udaje mi się rozpoznać dopiero po kilku sekundach.
Euforię.
To moje pierwsze zabójstwo, ale już wiem, że nie ostatnie.
Wstaję i wkładam nóż z powrotem do kieszeni spodni. Idę korytarzem, staję u dołu schodów i nasłuchuję. Z góry nie dochodzą żadne odgłosy.
Wracam do salonu. Muzyka nadal gra. Płomyki świec rzucają na ściany dziwaczne cienie. Podchodzę do kremowej skórzanej kanapy. Z uśmiechem patrzę na leżące na podłodze ciało.
Potem siadam. I czekam.