Tegoroczna nominacja za reżyserię filmu „Na rauszu” to pierwsza w karierze Thomasa Vinterberga nominacja do Oscara za reżyserię. „Na rauszu” ma również szanse na Oscara w kategorii Najlepszy Film Międzynarodowy.
Vinterberg jest jednym z najważniejszych i najbardziej cenionych na całym świecie duńskich reżyserów. Jego debiutem fabularnym byli „Bohaterowie” (1996). W 1998 roku Vinterberg otrzymał kilka międzynarodowych wyróżnień, w tym nagrodę jury w Cannes za „Festen” – pierwszy film grupy Dogma 95. W 2012 roku Thomas Vinterberg zdobył światowe uznanie za nominowany do Oscara i Złotego Globu dramat „Polowanie” (2013), za który Mads Mikkelsen otrzymał również nagrodę dla najlepszego aktora MFF w Cannes. W 2016 roku jego „Komuna” (2016), znalazła się w konkursie głównym MFF w Berlinie, a Trine Dyrholm za rolę w nim została nagrodzona Srebrnym Niedźwiedziem dla najlepszej aktorki. Inne godne uwagi tytuły to: „Kursk” (2019), „Z dala od zgiełku” (2015), „Moja droga Wendy” (2005) czy „Wszystko dla miłości” (2003).
„Na rauszu” rozbiło tegoroczny bank Europejskich Nagród Filmowych (4 statuetki), film otrzymał również BAFTĘ i Cezara dla Najlepszego Filmu Zagranicznego. W tej samej kategorii nominowany był do Złotego Globu. Vinterberg tak mówi o filmie:
„Nigdy nie piję przed śniadaniem” – to cytat z Churchilla, który pomógł pokonać Niemców i wygrać drugą wojnę światową, będąc nieustannie pod wpływem alkoholu. Inni wielcy pijacy, artyści i pisarze, tacy jak Czajkowski czy Hemingway, znajdowali w alkoholu odwagę i inspirację. Po pierwszych łykach wszyscy czujemy, że łatwiej prowadzi nam się rozmowę, pomieszczenie wydaje się większe, a problemy znacznie mniejsze.
W tym filmie chcemy zbadać i wznieść toast na cześć tego, jak alkohol daje ludziom wolność. Film zainspirowany jest teoriami norweskiego psychologa Finna Skårderuda, że człowiek rodzi się z za niskim o pół promila poziomem alkoholu we krwi.
Chcemy, by był to rodzaj hołdu dla alkoholu, ale oczywiste jest też, że ma to być obraz pełen niuansów. W naszym badaniu istoty działania alkoholu jest również świadomość, że ludzie umierają i pogrążają się przez nadmierne picie. Funkcjonowanie z alkoholem jednocześnie nas ożywia, ale też zabija.
W tej historii poznajemy czterech miłych mężczyzn w średnim wieku. Żyją w świecie, który wszyscy dobrze znamy – przepełnionym nudą i przeciętnością, w którym człowiek czuje się pogrążony w monotonii, zagubiony w przyzwyczajeniach, przytłoczony. Jednocześnie bohaterowie mają świadomość, że zbliża się śmierć. Przekroczyli półmetek przeciętnego okresu życia. Wolność młodości, zauroczenia i beztroska powoli stają się odległymi wspomnieniami. Mężczyźni postanawiają wziąć udział w eksperymencie polegającym na systematycznym spożywaniu alkoholu. Początkowo wdrażają swój pomysł w życie w związku z pracą w szkole średniej, gdzie są nauczycielami.
Film jest osadzony w prawdziwym świecie – w zupełnie nagiej, dosadnej, a czasem improwizowanej intymności – jak w „Wojnie” Tobiasa Lindholma, „Festen” niżej podpisanego czy „Mężach” Cassavetesa. Chwile rozgrywają się naturalnie, pozwalając kamerze obserwować, a nie narzucać.
Film humorystycznie, a w oczach niektórych zapewne też skandaliczne, przedstawia poważny temat. „Na rauszu” to wielopłaszczyznowa historia, która jednocześnie prowokuje i bawi, skłania do myślenia, płaczu i śmiechu. Mam nadzieję, że prowokuje również do głębszych przemyśleń, a także zachęca do dyskusji widzów żyjących w świecie, który z pozoru w coraz większym stopniu zdominowany jest przez purytańską retorykę, choć rzeczywistość wygląda tak, że ludzie piją naprawdę dużo alkoholu, i to już w młodym wieku.
„Na rauszu” to hołd dla życia. To sposób odzyskania irracjonalnej mądrości, odrzucającej przepełniony lękami zdrowy rozsądek i pozwalającej dojrzeć czystą przyjemność wynikającą z apetytu na życie. Chociaż konsekwencje często bywają śmiertelne.
Zdjęcia do „Na rauszu” odbyły się w cieniu wielkiej osobistej tragedii reżysera. Podczas realizacji filmu, w wypadku samochodowym, zginęła jego 19-letnia córka. Odbierając kolejne nagrody reżyser za każdym razem przede wszystkim dziękuje swojej tragicznie zmarłej córce. W wywiadzie dla „Przekroju” powiedział:
To wszystko było bardzo trudne. Ida miała w tym filmie wystąpić, kręciliśmy w jej szkole, aż nagle wszystko straciło na znaczeniu. Jedyny powód, dla którego mogłem się podnieść i kontynuować pracę, był taki, że kilka miesięcy wcześniej dostałem od niej przepiękny list. Była wtedy na wycieczce w Afryce. Pewnego dnia wysłałem jej scenariusz filmu i po przeczytaniu odpisała, że darzy ten projekt szacunkiem i bezwarunkową miłością. To o tyle istotne, że Ida była niejednokrotnie… brutalna w swoich sądach (śmiech). Jeśli coś jej się w mojej pracy nie podobało, to zawsze mówiła o tym wprost. Ale ta historia jakoś wyjątkowo na nią oddziaływała, wywołała emocje, zostawiła wrażenie. Gdybym się załamał i poddał, miałbym poczucie, że ją zawiodłem. Jedyną rzeczą, która miała w tamtej chwili sens, było zrobienie tego filmu dla niej. Ekipa na planie, wszyscy aktorzy byli blisko z Idą, otrzymałem od nich wiele miłości i troski, co pozwoliło mi przetrwać ten czas. „Na rauszu” to hołd dla niej, ale też wielka pochwała życia. Mówiąc najprościej, jest to opowieść o tym, że mimo wszystko warto żyć.
Rozdanie Oscarów już w najbliższą niedzielę.
Planowana premiera w kinach – po ponownym otwarciu kin.