Grzegorz Kapla, wywiad

Literaturoznawcy i krytycy literatury mówią o współczesnym zepsuciu gustów literackich, ale nie, przecież nie powinniśmy narzekać. To dobrze, że ludzie w ogóle książki czytają. A wśród tych czytanych często pojawiają się kryminały. Polskie i zagraniczne, tłumaczone licznie. Nie tylko tak modne od co najmniej dekady. Wspięły się na szczyty list bestsellerów i trzymają się mocno.

Redakcja: Jak wiele pisarz może zrobić w ramach gatunku uznawanego za literaturę niezbyt wysokich lotów, czyli kryminał? Pytam nie bez powodu, bo na przykład w Niemczech kryminały nie są uznawane przez krytyków za literaturę.

G.K: W sensie fabularnym kryminałem, no… może powieścią detektywistyczną,  jest Hamlet – jest trup, jest tajemnica, trzeba wyjaśnić, kto zabił i ponieść konsekwencje poznania prawdy, bo tak, jak w dobrym kryminale bohater musi przejść tę charakterologiczną, osobistą przemianę. Kryminałem jest Imię Róży Umberto Eco. A z innej półki – Blade Runner Philipa Dicka. Kryminalna intryga to dla literatury często tylko punkt wyjścia. A przecież nie jest najważniejsze skąd wychodzisz, ale to, jak daleko potrafisz dojść. We współczesnej literaturze, w której nie ma już właściwie miejsca na powieść społeczną, to kryminał przejmuje tę rolę i nie ma w tym obciachu.

Red.: Czy uważa Pan, że współczesny czytelnik kryminałów szuka w nich potwierdzenia fundamentalnych wręcz wątpliwości dotyczących natury dobra i zła, czy jedynie dobrej, wartkiej fabuły i… rozrywki?

G.K: Od rozstrzygania, czego ludzie pragną ponad wszelką wątpliwość są politycy. Pisarze są od tego, żeby stawiać pytania. Więc nie wiem… Czytelnicy zapewne oczekują  wszystkiego po trochu. Jeśli przyjmiemy tę filozoficzną płaszczyznę, okaże się, że po kryminał sięgamy z tego samego powodu, z jakiego kiedyś nasi dziadkowie czytali westerny – mamy nadzieję, że zło zostanie ukarane i porządek świata wróci na właściwe tory. Szukamy nadziei, o jaką trudno we współczesnym świecie. Koronawirus nie atakuje tylko złych ludzi. Polityka skazuje nas w imię jakiejś plemiennej solidarności z tymi, albo z innymi, na poklask – wobec decyzji, wobec których mamy moralne dylematy. Kryminał jest właściwie bajką o tym, że dzielne i wytrwałe podążanie ścieżką prawdy przynosi światu dobro. A przynajmniej porządek.

Red.: Co jest dla pana najtrudniejsze w pisaniu powieści kryminalnych?

G.K: Obawa przed tym, że nie doskoczę do poziomu, na jakim chciałbym widzieć tę książkę – w sensie literackim.

Red.: Przystępując do pisania ma już Pan gotowy plan na opowiedzenie całej historii, czy też w pewnym momencie sytuacja się diametralnie zmienia i to plan rządzi autorem, a nie odwrotnie?

G.K.: Dzięki zwartej strukturze opowieści kryminalnej wtedy, kiedy zaczynam nie muszę mieć niczego poza tajemnicą, która otwiera tę historię. Przez lata uprawiałem zawód reportera i w przypadku książek z półki fiction stosuję reporterski warsztat. Bohaterowie działają, a ja ich podglądam i podsłuchuję. Nie wiem, czy to się będzie sprawdzać zawsze, ale na razie to działa.

Red.: Pana kryminały bazują na historiach, które zaczynają się w przeszłości, ale dopiero teraźniejszość przynosi ich finał. Nie zawsze szczęśliwy, zresztą… Czy uważa Pan, że dużo jest takich „trupów” zakopanych w naszych historiach-szafach? Oczywiście, nie zawsze są to dosłownie trupy, czasem po prostu niezałatwione sprawy i animozje.

G.K: Taka kompozycja pozwala mi pod pretekstem kryminalnej fabuły opowiedzieć o Polsce. W Bezdechu komunista, który staje się agentem USA, być może jednak podwójnym, broni swojej wizji Polski przed byłym żołnierzem wyklętym, dziś esbekiem, który stanął po stronie komunistów, aby zemścić się na kimś, kto zabił mu ukochaną. Bezmiar to opowieść nie tylko o tym, jak policjantka musi znaleźć zabójcę swojego dziecka, ale także o polskich żydach zmuszonych do opuszczenia kraju, który był i jest ich ojczyzną. Czy finał jest szczęśliwy? Oj, uważam, że tak. Kiedy kobiety z różnych światów płaczą razem, to przynosi im jednak ulgę, a nie jedynie ból.

Red.: Gdyby miał Pan opisać kilkoma określeniami Olgę Suszczyńską, której postać łączy wszystkie trzy napisane przez Pana kryminały, to co by Pan wymienił?

G.K: Pani Monika Przybysz w swojej recenzji w „natemat” napisała o Oldze, że: „mężczyźni w kryminałach nie mają oporów, żeby chwilę się nad sobą poużalać. Olga Suszczyńska - też nie. I właśnie dlatego bliżej jej do pełnokrwistej, realnej postaci, niż wszystkim innym Lisbeth Salander czy Saszom Załuskim razem wziętym”. Lepiej bym tego nie wymyślił.

Red.: Czy, gdybyście Państwo mieli szansę na poznanie się, myśli Pan, ze bylibyście dobrymi znajomymi? Czy Olgę w ogóle stać na posiadanie przyjaciół, jak Pan myśli?

G.K: Oj tak. Ma ich przynajmniej trzech – byłego esbeka, nienawidzącego pisowców za to, że najpierw pozytywnie go zweryfikowali, a potem odebrali emeryturę.  Ma za uszami dużo złego, czasami ją przytula, czasami strzela do byłych kolegów. Ma tego młodego policjanta, który wciąż nie potrafi sam sobie powiedzieć, że jest gejem, odważnego, ofiarnego pechowca, który wciąż dostaje po gębie od złych ludzi. No i byłego operatora wojsk specjalnych, który stracił pamięć, a teraz głosowałby na Dudę, ale nie wiadomo, czy będą w ogóle jeszcze wybory. Z tym poszłaby do łóżka, ale ma zasady i nie może tego zrobić bo ma przecież jeszcze Szymona, który nie mówi „er” i  o nic nie pyta.

Red.: Kim są Pana pierwsi czytelnicy? Czy najpierw książka trafia do znajomych, czy też może od razu do redaktora, który prowadzi książkę w wydawnictwie?

G.K: O tak, mam kilkoro ludzi, którym ufam. Bez konsultacji z nimi nie miałbym szans, w końcu to kobieca książka o bardzo męskich sprawach. Mam też kogoś, kto pomaga mi rozwikłać kwestie fabularne w momencie, gdy moi bohaterowie zabrną w taki zaułek, że nie widzą rozwiązania. Wtedy ja sam nie wiem, jak ich uratować.

Red.: Jakie książki czyta Pan prywatnie, nie w celu poznania tego, co robi konkurencja?

G.K: Czytam sporo. Ostatnio Horyzont Małeckiego, bo bardzo lubię jego język, Midnight Line Lee Childa, bo bardzo lubię to, jak konstruuje fabuły, Załogę Kalinowskiego, bo go bardzo lubię, a to chyba jego najlepsza książka, Love in the time of cholera Marqueza, żeby być na bieżąco z literaturą o kwarantannie i Historię brzydoty Umberto Eco, bo tłumaczy, jak w literaturze powstaje wizerunek wroga, a to mi się przydaje w pracy.

O autorze:
Grzegorz Kapla - pisarz, dziennikarz, podróżnik. Przejechał Amerykę Płd. z ekipą Rajdu Dakar, przemierzył Patagonię i Ziemię Ognistą, wspiął się na 6 tys. metrów, spotkał Dalaj Lamę w wysokogórskim klasztorze i George’a Clooneya na kolacji w Centrum Lotów Kosmicznych NASA. Dwa razy przeszedł pieszo do Santiago de Compostella. Podróżuje budżetowo, za własne pieniądze, których ma niewiele, bo kiedy trzeba było wybierać między karierą i czasem, wybrał to drugie. Umie zawodowo słuchać i całkiem nieźle opowiadać. Redaktor w magazynie ELLE MAN, autor serii kryminałów z Serbią Suszczyńską: Bezdech, Bezwład i Bezmiar, zbiorów reportaży o ludziach, którzy żyją z daleka od wielkich miast i książek podróżniczych. "W końcu i Ty zapłaczesz” otrzymała Nagrodę Magellana 2019 dla najlepszej podróżniczej książki roku.

O jego najnowszej książce:
Tytuł roboczy „Bezsen”. W świecie panuje pandemia, w Warszawie kwarantanna. Ludzie głupieją. Ojciec porywa chłopca i grozi jego niewiernej matce, że zabije i siebie, i dziecko. Dramatyczne poszukiwania prowadzą do przypadkowego odkrycia mumii. Przed laty ktoś przybił dziewczynie ręce do stołu, tak, żeby nie mogła uciec. Okazuje się, że to była narzeczona obecnego kandydata w wyborach prezydenckich.