jazz, Polska, historia

Muzyka jazzowa w Polsce ma długą tradycję. Droga, jaką przebyła do naszego kraju, była wyboista. Władze komunistyczne nie były zachwycone dotarciem tego nurtu zza Oceanu. Trudno jednoznacznie stwierdzić, kiedy gatunek jazzowy oficjalnie zagościł w świadomości polskich słuchaczy. Można jednak spróbować…

Przyjmuje się, że jazz jako gatunek muzyczny narodził się na południu Stanów Zjednoczonych na początku dwudziestego stulecia. Do nas dotarł w okresie dwudziestolecia międzywojennego. Najpierw za sprawą zagranicznych produkcji, a następnie dzięki naśladowcom i grupom próbującym grać jazz. Import jazzowych wykonań zagranicznych był bardzo ograniczony. Polacy oswajali się z tą muzyką powoli i musieli nauczyć się, czym ów nurt w rzeczywistości jest. Początkowo ruch ten nie cieszył się zbyt wielką popularnością, a z czasem sam termin był mocno nadużywany. Nazwa „jazz” brzmiała egzotycznie, dlatego też przeróżne orkiestry deklarowały, że go grają. Często zdarzało się jednak, że prawdziwych elementów tej muzyki w ich wykonaniach było niewiele. Dlatego też do rodzimych produkcji z tego okresu należy podchodzić z dużą rezerwą. W polskich dużych miastach można było usłyszeć w lokalach interpretacje utworów takich kompozytorów jak chociażby George Gershwin, czy melodie znane z musicali brodwayowskich. Jazz jednak wkraczał bardzo ostrożnie w nasze progi.

"Pierwszy raz słowo „jazz” pojawiło się na polskiej płycie w roku 1923, za sprawą nagrania fokstrota „Madame Cyklon”

Jazz po raz pierwszy
Pierwszy raz słowo „jazz” pojawiło się na polskiej płycie w roku 1923, za sprawą nagrania fokstrota „Madame Cyklon”. Wykonanie to wydane z ramienia Syrena Rekord, jak można się domyślić, nie było w rzeczywistości czysto jazzowym utworem. Zawierało jednak jego pewne elementy. Jeszcze w latach dwudziestych polski kompozytor żydowskiego pochodzenia Artur Gold i jego kuzyn Jerzy Petersburski założyli zespół jazzowy, który w krótkim czasie zyskał sympatię publiczności. Historia Golda ma swój tragiczny koniec. Muzyk został zamordowany podczas pobytu w obozie zakłady w Treblince w 1943 roku. Innym bardzo ważnym duetem, który przyczynił się do popularyzacji jazzu w Polsce, był Zygmunt Karasiński i Szymon Kataszek. Panowie działali mniej więcej w tym samym czasie co wyżej wymieniona dwójka. Zdarzyło im się również współpracować z Petersburskim. Cieszyli się nie tylko popularnością w kraju, ale i poza jego granicami, występując w wielu państwach europejskich. Na uznanie zasługuje również Adolf Rosner. Urodził się w Berlinie, ale jego rodzice byli Żydami polskiego pochodzenia. Nazywany białym Armstrongiem był prekursorem jazzu w Polsce. Uznawano go za jednego z najwybitniejszych trębaczy ówczesnej Europy. Stworzona przez niego orkiestra wzniosła muzykę jazzową w naszym kraju na zupełnie inny poziom. Uznaje się, że to grupa Rosnera jako pierwsza w Polsce tworzyła jazz we właściwym tego słowa znaczeniu.

W erze swingu
W latach trzydziestych koncerty jazzowe zagościły na dobre na antenie Polskiego Radia. Pod koniec dekady do Europy dotarł także swing, kierunek muzyki jazzowej, który „rozkołysał” [swing można tłumaczyć z angielskiego jako „kołysać się” – przyp. aut.] także polskich słuchaczy. Muzykę swingową prezentowały zazwyczaj tzw. big-bandy, czyli duże zespoły wykonujące muzykę jazzową lub rozrywkową. Do najsłynniejszych przedstawicieli tego nurtu należy zaliczyć Benny’ego Goodmana, Duke’a Ellingtona czy Glenna Millera. Polscy dyrygenci tworzyli kompozycje jazzowe w oparciu o wykonania mistrzów z USA. Słowo „swing” pierwszy raz zostało uwiecznione w naszym kraju rok przed wybuchem II wojny światowej. Były to płyty nagrane przez orkiestrę Henryka Warsa. Wars, który dzieciństwo spędził we Francji, był prawdziwym pionierem jazzu w naszym kraju. Skomponował muzykę do licznych filmów, napisał utwory dla wielu ówczesnych gwiazd i przez pewien czas był dyrektorem muzycznym Syreny Rekord – największej wytwórni płytowej II RP. Swing ukazał także siłę, jaka drzemie w muzyce. Nurt ten był nieakceptowany przez Niemców. Sam fakt, że wywodził się z USA, a więc kraju nieprzyjaciół, miał być tego najlepszym wyjaśnieniem. Podczas II wojny światowej został uznany jako symbol sprzeciwu Zachodu zarówno wobec agresji radzieckiej, jak i nazistowskiej. Pomimo że największą popularnością nurt ten cieszył się do zakończenia wojny, w Polsce zainteresowanie swingiem przetrwało nieco dłużej.

Okres katakumbowy
Po zakończeniu działań wojennych Polska pozostawała w strefie wpływów Związku Radzieckiego. Władzom komunistycznym muzyka jazzowa wyraźnie była nie w smak. Przedwojenni miłośnicy jazzu nie pozostali obojętni na tę postawę. W kraju zaczął rozwijać się ruch tzw. bikiniarzy, który przetrwał do końca lat pięćdziesiątych. Subkultura ta wyrażała sprzeciw wobec obecnej sytuacji i propagowała kulturę amerykańską oraz muzykę jazzową. Do połowy lat 50. jazz utożsamiano wyłącznie z tanecznymi klimatami oraz swingiem. Rok po zakończeniu II wojny światowej polski Żyd Leopold Tyrmand założył Klub Jazzowy Polskiego Związku Młodzieży Chrześcijańskiej. Jazzem zainteresował się we Francji, gdzie wyjechał po ukończeniu gimnazjum w 1938 roku. W międzyczasie poznał ojca polskiego bigbitu i rocka, Franciszka Walickiego. Obu panów łączyła pasja do muzyki jazzowej. Po wkroczeniu wojsk niemieckich obaj zostali zmuszeni do zamieszkania w wileńskim getcie, z którego udało im się jednak uciec. W 1947 roku Tyrmand zainicjował w Warszawie pierwsze pełnoprawne „Jam Session” w polskim wydaniu. Rok później zaczęły zbierać się coraz ciemniejsze chmury nad miłośnikami tej muzyki. Walne Zgromadzenie Kompozytorów Polskich oficjalnie uznało ten gatunek muzyczny za przejaw wrogości wobec władz komunistycznych i popieranych przez nie idei. Wszystkie kluby jazzowe, zespoły oraz koła miały zostać rozwiązane w trybie natychmiastowym. W Łodzi doszło do publicznego spalenia literatury poświęconej muzyce jazzowej. Władze komunistyczne wypowiedziały wojnę miłośnikom tego nurtu. Stąd też przełom lat czterdziestych i pięćdziesiątych określa się jako okres katakumbowy dla rodzimego jazzu. Muzykę tę, z obawy o represje, grano w tajemnicy – w mieszkaniach czy w niektórych klubach, takich jak warszawskie Hybrydy i Stodoła oraz krakowskie Helikon i Piwnica pod Baranami. Wiele osób niefortunnie utożsamia okres katakumbowy z początkiem jazzu w Polsce, co nie do końca jest zgodne z prawdą. Jazz w naszym kraju dojrzewał powoli; w tej czy innej, bardziej lub mniej zbliżonej pierwowzorowi formie, ale funkcjonował dużo wcześniej.

"Wielkim osiągnięciem w historii polskiego jazzu było zorganizowanie I Festiwalu Jazzowego, który odbył się w sierpniu 1956 roku w Sopocie"

Odwilż jazzowa
Zmiany społeczne i polityczne miały swoje pozytywne skutki także dla muzyki jazzowej. Nieprzychylne władze zdawały się coraz mocnej przymykać oko na ten nurt. Wielkim osiągnięciem w historii polskiego jazzu było zorganizowanie I Festiwalu Jazzowego, który odbył się w sierpniu 1956 roku w Sopocie. Członkiem Komitetu Honorowego Festiwalu był Franciszek Walicki. Za organizację tego wydarzenia odpowiadał m.in. Leopold Tyrmand. Jak można przeczytać na stronie Polskiego Radia, miało w nim wziąć udział ponad 25 tysięcy osób. Odnosiło się wrażenie, że środowisko jazzowe przestało przeszkadzać komunistycznym towarzyszom. Zaczął ukazywać się miesięcznik „Jazz”, narodziła się również legendarna seria płytowa „Polish Jazz”, a polscy twórcy zaczęli coraz częściej występować poza krajem. W latach 1957–1970 powstało blisko trzysta filmów fabularnych i w niemal co szóstej produkcji znajdowała się muzyka jazzowa.

Polski, dobry jazz
Jazz docierał do nas krętymi ścieżkami. Najpierw ograniczenia wynikały z odległości i braku odpowiedniej komunikacji. Następnie, gdy polscy słuchacze zdążyli oswoić się z tą muzyką, a środowisko muzyczne poszerzało się o coraz większe grono słuchaczy spragnionych jazzu, pojawiły się kolejne problemy. Czasy, w jakich przyszło żyć polskim miłośnikom nurtu oraz muzykom po II wojnie światowej, były wyjątkowo nieprzychylne. Jak jednak pokazał czas, siła muzyki przezwyciężyła trudności. Dziś możemy pochwalić się niebywale dużymi tradycjami jazzowymi. Wielu polskich twórców może poszczycić się międzynarodową sławą. Takie nazwiska jak Krzysztof Komeda, Zbigniew Namysłowski, Tomasz Stańko, Michał Urbaniak, Leszek Możdżer i wiele, wiele innych, to nazwiska ogromnie cenione nie tylko w Polsce, ale i na świecie.











Magazyn Akademicki "Koncept"