Stephen King, historia
Tytuł króla grozy kojarzyć się może wyłącznie z jednym autorem. Stephen King to jeden z najpopularniejszych i najbogatszych pisarzy naszych czasów. Trudno w to uwierzyć, ale straszy nas już niemal od pięćdziesięciu lat. Warto z tej okazji prześledzić jego drogę na szczyt.

Portland w stanie Maine to miasto, jakich wiele. Znajduje się w północno-wschodniej części Stanów Zjednoczonych na wybrzeżu Oceanu Atlantyckiego. Aktualne dane mówią o niespełna siedemdziesięciu tysiącach mieszkańców. Jak to w przypadku amerykańskich miasteczek bywa, wielu z tych ludzi to potomkowie osadników przybyłych wiele lat temu z Wielkiej Brytanii. To właśnie tu, 21 września 1947 roku, w rodzinie o szkocko-irlandzkich korzeniach, przyszedł na świat Stephen King. I choć nie było dane spędzić chłopcu zbyt wiele czasu w tym miejscu, to stan Maine w jego sercu miał miejsce szczególne. Świadczy o tym fakt, że małe miasteczko w tym stanie jest miejscem akcji większości jego książek.

Rodzinna tułaczka
Dzieciństwo przyszłego mistrza horroru nie należało do najłatwiejszych. Samo jego przyjście na świat było swego rodzaju cudem, gdyż przez wiele lat Nellie Ruth Pilsbury King żyła z przekonaniem, że jest osobą bezpłodną. Kiedy chłopiec miał niespełna trzy lata, ojciec opuścił rodzinę bez słowa wyjaśnienia. Matka, z wykształcenia pianistka, ledwo wiązała koniec z końcem. Na utrzymaniu miała nie tylko małego Stephena, ale i adoptowanego wcześniej chłopca. Problemy finansowe spowodowały, że rodzina Kingów przeprowadzała się z miejsca na miejsce w nadziei na lepsze życie. To jednak stan Maine był ich przeznaczeniem. Po kilkuletniej wędrówce Nellie wraz z dziećmi wróciła na północno-wschodnie wybrzeże, gdzie osiadła w maleńkim Durham. „Miasteczko Salem”, czyli jeden z pierwszych horrorów, który przyniósł pisarzowi popularność, wprost nawiązywał do tego miasta. Stresujący tryb życia, ciągłe przeprowadzki i brak stabilizacji odbiły się na małym Stephenie. Chłopiec często chorował, przez co opuszczał notorycznie zajęcia. Co ciekawe, z tego powodu musiał powtarzać pierwszą klasę. Jako dziecko był także świadkiem przerażającego zajścia. Na jego oczach jeden z kolegów wpadł pod pociąg i w wyniku tego wypadku zginął. Być może właśnie to zdarzenie stanowiło inspirację do napisania krótkiej powieści pt. „Ciało”, w której to grupa kolegów wyrusza w drogę wzdłuż torów, by pierwszy raz w życiu zobaczyć ludzkie zwłoki. Z pewnością jednak widok ten musiał wstrząsnąć młodym uczniem.

Pierwsze próby pisarskie
Młodzieniec spędzał czas na oglądaniu filmów, a także czytaniu książek, takich jak „Opowieści z krypty”. Uwielbiał również komiksy. Był raczej lubiany, choć nie każdy doceniał jego specyficzne poczucie humoru i styl bycia. Miał spokojne usposobienie, starał się rozwiązywać problemy argumentami, nie siłą. Lubił także przelewać na papier historie obejrzane w telewizji i przedstawiać je po swojemu słowem pisanym. Matka, dostrzegłszy pisarską smykałkę syna, namawiała go, by tworzył własne opowiadania. W tym celu kupiła mu na święta prezent, który miał pomóc w rozwijaniu tej pasji. Pod choinką Stephen znalazł maszynę do pisania marki Royal i to na niej zaczął pisać pierwsze teksty. Wymyślane opowiadania rozsyłał do różnych redakcji, początkowo bez sukcesów. Brak odpowiedzi lub odmowy nie studziły zapału raczkującego pisarza. Z czasem pojawiły się także pierwsze publikacje. Mając osiemnaście lat, w końcu udało mu się nawiązać współpracę z jednym z czasopism. Pierwsze opublikowane opowiadanie Kinga nosiło tytuł „Byłem nastoletnim rabusiem grobów”. Wraz z bratem utworzył również gazetę o interesującej nazwie „Szmatławiec Dave’a”. Pomimo pretensjonalnego tytułu, periodyk zyskał sporą popularność wśród lokalnej społeczności. Bracia w najlepszym okresie sprzedawali po kilkadziesiąt gazetek. Nastolatek, rozochocony tymi małymi sukcesami, postanowił pójść krok dalej. Oczarowany horrorem „Studnia i wahadło” w reżyserii Rogera Cormana z 1961 roku postanowił napisać jego własną adaptację. Sam film opierał się z kolei na powieści Edgara Allana Poego. Stephen swoją pierwszą „książkę” sprzedawał kolegom ze szkoły. Do czasu, aż został przyłapany przez nie do końca zadowolonych z tego faktu nauczycieli.

Być pisarzem
King szlifował swój talent, prowadząc szkolną gazetkę i pisząc sportowe relacje w lokalnej prasie. Po ukończeniu szkoły średniej postanowił kontynuować naukę, studiując anglistykę na University of Maine w Orono. W drugiej połowie lat sześćdziesiątych szukał szczęścia jako nauczyciel, pracownik pralni i – oczywiście – jako pisarz. Po skończonej zmianie siadał przy maszynie i kolejnych kilka godzin spędzał na pisaniu. Tworzone teksty przesyłał do różnych redakcji w nadziei na ich publikację. Rok po studiach poślubił Tabithę Spruce, która jest jego partnerką do dziś. Pierwsze lata małżeństwa nie były jednak sielanką. W domu Kingów się nie przelewało. Stephen wciąż czekał na szansę z prawdziwego zdarzenia, by ktoś wreszcie docenił jego talent.

O tym, że dziś Stephen King jest stawiany na piedestale, zadecydował najprawdopodobniej rok 1974. Czterdzieści pięć lat temu ukazała się powieść„Carrie”, która dała mu przepustkę do prawdziwej kariery pisarskiej. Mało brakowało, a rodząca się w wielkich bólach książka w ogóle by nie powstała. Podziękowania należą się żonie pisarza, o czym sam autor informuje nas na wstępie: Dla Tabby, która mnie w to wpakowała – a potem mnie z tego wyciągnęła. Tytułowa bohaterka powieści to wchodząca w okres dojrzewania dziewczynka, która boryka się z typowymi problemami nastolatków. Sama jest jednak wyjątkowa. Nie zdaje sobie sprawy, jak wielką mocą telekinetyczną została obdarzona. Znajduje się jednocześnie pod wpływem zaborczej matki, będącej wielką religijną fanatyczką. Jak łatwo się domyślić, bywa z tego powodu niemiłosiernie szykanowana przez rówieśników. Po jednym, wyjątkowo okrutnym żarcie, coś w końcu pęka w Carrie. Dziewczynka postanawia użyć swych zdolności, by raz na zawsze zemścić się na swoich oprawcach. Tak w skrócie przedstawia się opowiadanie, dzięki któremu King mógł poświęcić się wyłącznie pisaniu i nie martwić się o to, czy zdoła opłacić wszystkie rachunki. Sukces ten napędził młodego autora, a kolejne bestsellerowe książki zaczęły pojawiać się niczym grzyby po deszczu: „Miasteczko Salem” (1975),„Lśnienie” (1977) czy „Bastion” (1978). Co ciekawe, jak informuje w swojej książce „Sprzedawca strachu” dziennikarz Robert Ziębiński, debiutancka książka Kinga sprzedawała się początkowo słabo. Na tyle, że wydawcy zastanawiali się nad zmniejszeniem nakładu kolejnej zaplanowanej książki, czyli „Lśnienia”. Wszystko zmieniło się, gdy do kin trafił film „Carrie”, będący oczywiście ekranizacją opowiadania mistrza grozy.

Ciemna strona sławy
Niestety, życiorys Stephena Kinga to nie tylko historia przykładnego męża i utalentowanego pisarza, który otrzymał szansę na zaprezentowanie światu swojego talentu. Amerykanin przez wiele lat walczył z uzależnieniem od alkoholu i narkotyków. Trudno dziś powiedzieć, ile z kultowych pozycji autorstwa króla horroru zostało napisanych pod wpływem alkoholowo-narkotykowego transu. Pisarz pokonał nałóg dopiero pod koniec lat osiemdziesiątych. Z jednym wyjątkiem w 1999 roku, kiedy to pierwszy i ostatni raz zawiesił także swoją działalność pisarską. King został wtedy potrącony przez samochód, przez co na pewien czas został przykuty do szpitalnego łóżka. Doznał licznych obrażeń, w tym złamaniabiodra czy uszkodzenia płuca. Odczuwalny ból był tak ogromny, że zaczął faszerować się lekami. Pojawiło się widmo kolejnego uzależnienia. Na szczęście pisarz doszedł do siebie, choć skutki wypadku odczuwał przez długi czas.

Na szczycie
„Lśnienie”, „To”, „Doktor Sen”, „Cujo”, „Mroczna Wieża” i wiele, wiele innych. Są to tytuły, które kojarzy każdy, nawet średnio zorientowany miłośnik literatury. Powieści napisane przez Stephena Kinga mają status kultowych, a każda kolejna książka autora wzbudza ogromne emocje do dziś. Wiele z nich doczekało się mniej lub bardziej udanych ekranizacji. Stephen King ma na koncie ponad 350 milionów sprzedanych książek i od dawna wygrywa rankingi najbogatszych pisarzy na świecie. Prawa do ekranizacji najnowszej powieści Kinga pt. „Instytut” zostały sprzedane jeszcze przed jej oficjalną premierą, a w przyszłym roku ma powstać również serial na podstawie „Bastionu”. Jedno jest pewne – King, mimo 72 lat na karku, nie powiedział jeszcze ostatniego słowa.













Magazyn Akademicki "Koncept"